wtorek, 18 czerwca 2013

Singapur, czyli o tym jak przegapiliśmy lot do Polski

To był jeden z najdłuższych dni w naszym życiu. Zaczęło się od tego, że w poprzedni dzień rozmawiając z rodzicami zamówiliśmy sobie gołąbki na obiad. W Polsce mieliśmy być po godz. 11 18stego czerwca. Cali zadowoleni, jak już wiecie, spędziliśmy dzień w Zoo i dzielnicy hinduskiej. Wróciliśmy do domu i włączyliśmy telegazetę, żeby zobaczyć nasz lot. 00:05, 18. czerwca lot do Kopenhagi - wszystko się zgadza. Zaplanowaliśmy sobie na jutro dzień na wyspie Sentosa i poszliśmy spać. Około godziny 1:30 (naszego czasu, w Polsce 19:30) obudził nas telefon od mamy Czarka, że chyba coś nam się pomyliło i, że skoro jutro ma nam podać gołąbki na obiad to dlaczego mamy cały dzień jeszcze być w Singapurze... I wtedy poczuliśmy ścisk w żołądku i oblał nas zimy pot - pomyliliśmy daty! Nasz samolot odleciał godzinę temu. Cały czas mieliśmy w głowie, że skoro wylatujemy w nocy 18 to mamy cały wtorek na zwiedzanie. Po prostu masakra! Od razu odechciało nam się spać. Siedliśmy i zaczęliśmy się zastanawiać co robić. Wszystkie infolinie, zarówno pośrednikia, jak i linii lotniczych o tej porze były już nieczynne. Zostało nam tylko poszukać nowego biletu do Polski. I aż się baliśmy cen, bo przecież rezerwacja z dnia na dzień jest kosztowna. Przez to, że kupowaliśmy przez pośrednika nic nie mogliśmy zmienić w naszych internetowych biletach. Znaleźliśmy bilet przez Katar, nawet w dobrej cenie i zaczęły się kolejne problemy. Najpierw system nie pozwalał nam zarezerwować nic na ten sam dzień (u nas już był 18.06 i wtedy chcieliśmy lecieć), potem problemy z kartą kredytową, bo okazało się, że mamy nałożone limity, o których nie wiedziliśmy. Na szczęście w banku gdzie mamy konto infolinia jest czynna do północy i można się kontaktować przez internet. Po ponad 3 godzinach nerwów i rozmów z infolinią oraz walczeniem z systemem Qatar Airlines udało nam się kupić bilety. Jednak do końca nas to nie uspokoiło, ponieważ nie mogliśmy wybrać siedzeń - system pokazywał, że w samolocie nie ma wolnych miejsc. Cóż, stwierdziliśy, że na lotnisko przyjedziemy 4 godziny przed odlotem i że najwyżej będziemy się wykłócać. Po tym wszystkim zaczęliśmy się z siebie śmiać i znaszej głupoty, no i z tego, że się nie znamy na kalendarzu. O 4 nad ranem poszliśmy spać.
Rano spakowaliśmy rzeczy, zostawiliśmy bagaże na recepcji i pojechaliśmy na wyspę. Entuzjazm z nas opadł i właściwie to nie mieliśmy humorów na zwiedzanie. Na Sentosę pojechaliśmy kolejką linową (taką gondolką), żeby zobaczyć całe miasto. I tak budżet naszej podrózy się zwiększył przez dodatkowe bilety, więc stwierdziliśmy, że kilka złotych więcej różnicy nam nie zrobi. Na wyspie udaliśmy się do największego akwarium na świecie S.E.A Aquarium. Podczas spacerowania po obiekcie trochę zapomnieliśmy o problemach, choć od czasu do czasu przypominały mi o nich bóle w brzuchu (z nerwów, czy będziemy mieli miejsce w samolocie). Akwarium jest bardzo nowoczesne. Poprzedza je wystawa o dawnych szlakach handlowych i piratach. Oczywiście wszystkiego można dotknąć. W samym akwarium są tysiące różnych ryb, koralowców i meduz. Niestety trafiliśmy na spore tłumy zwiedzających i było też mnóstwo rozwrzeszczanych dzieci, które biegały z iPhonami i robiły wszystkiemu zdjęcia - naszła mnie reflekcja, że najmłodsze pokolenie patrzy na świat przez ekran smartfonów... W obiekcie spędziliśmy ponad 2 godziny - najdłużej przy największym akwarium i przy rekinach (które są na samym końcu). Wychodząc, przypomnieliśmy sobie o naszej głupocie i problemach i znowu wróciły bóle w brzuchu. Po lunchu już całkiem nie mieliśmy na nic ochoty, więc tylko na chwilkę podjechaliśmy zobaczyć plażę. Cała wyspa to jedna wielka atrakcja, oczywiście najwięcej radochy mają dzieci. Są tam aquaparki, podwodne światy, parki przygody, parki motyli, boiska do gry, interaktywne pokazy itd. Nam Sentosa przypominała trochę Las Vegas, bo nie da się ukryć, że jest tam trochę kiczowato i plastikowo, ale ma to swój urok. Po 16 wróciliśmy do hotelu po rzeczy. Już sobie odpuściłam spacer po Chinatown, choć chciałam sobie tam kupić kilka ubrań i pamiątek. Wzięliśmy plecaki i pojechaliśmy na lotnisko. Podróż minęła nam w napięciu i ciszy. Szkoda, ze nie widzieliście naszych min.

Na lotnisku, przechodząc obok Singapore Airlines (linie, które przegapiliśmy wczoraj), stwierdziliśmy, że nic nam nie zaszkodzi zapytać, czy jakoś uda nam się odzyskać pieniądze za przegapiony lot. I cóż się okazało, że po zapłacie kary za nie stawienie się na lot możemy dziś polecieć. Taka kara to 150 SGD od osoby. Pani niestety nie mogła nam zmienieć biletu do Warszawy, ale nie było problemu z dostaniem się do Kopenhagi. Powiedziała nam też, ze nie jesteśmy jedyni, którzy przegapili lot i że to się często zdarza. Perspektywa lotu do Europy była znacznie atrakcyjniejsza niż siedzenie na lotnisku w Katarze 9 godzin, dlatego stwierdziliśmy, że chcemy ten bilet. Niestety wciąż mieliśy bilety w Qatar Airlines (22 h lotu w tym 9 godzin na przesiadkę w Katarze).. podeszliśmy się dowiedzieć, czy możemy je skasować. Niestety na lotnisku nie ma biura Qataru, ale pan był na tyle miły, że zadzwonił i wszystkiego się dowiedział. Anulowanie biletów też generowało dodatkową opłatę, ale i tak przy zakupie jeszcze biletu do Warszawy z Kopenhagi zwróciła nam się połowa kosztów. Byliśmy przeszczęśliwi. 
Nawet nie wiedzieliśmy, że jest taka możliwość, że zmienia się bilet, który się de facto przegapiło. Opłaty nie są duże w stosunku do początkowej ceny. Szkoda tylko, że zastało nas to wszystko późno w nocy i nie mieliśmy gdzie zadzwonić, żeby się wszystkiego dowiedzieć. Nauczeni życiem radzimy, jeśli przegapicie lot, nie wpadajcie w panikę tylko jedźcie na lotnisko szukać pomocy. Po drugie zawsze warto zwiększyć limit na karcie kredytowej i dowiedzieć się o wszystkich ograniczeniach w dokonywaniu transakcji bezgotówkowych.

Musimy jeszcze podziekować mamie Czarka, bo to ona jest tutaj bohaterką. Gdyby nie jej pyszne gołąbki pewnie doznalibyśmy szoku na lotnisku, albo nie daj Boże przyjechali póżno i już nie było by dostępnych biletów W Singapore Airlines. Dlatego mamo, dziękujemy!

Teraz siedzimy sobie na lotnisku, popijamy herbatkę i czekamy na lot do Kopenhagi. O 10 rano mamy lot do Warszawy i tak kończy się nasza podróż poślubna pełna przygód i emocji.

Tak samo ku końcowi zmierza nasz blog. Choć może w Polsce również znajdę inspirację, żeby coś napisać, jest przecież tyle do zobaczenia. Od czasu jego istnienia, odwiedziliście go ponad 2100 razy. Oglądano nas w różnych krajach na świecie. Szczerze przyznam, że nie spodziewaliśmy się takiego zainteresowania. Mamy nadzieję, że nasze przygody, ciekawostki i zdjęcia zachęcą Was do odwiedzenia Indonezji i Singapuru. Jeśli już dziś planujecie swoją podróż i potrzebujecie kilku wskazówek albo rad to piszcie, chętnie podzielimy się naszym doświadczeniem. A tym czasem do zobaczenia w Polsce!


P.S.
Zdjęcia z Sentosy i Akwarium.Na końcu nasze szczęśliwe buzie, jak okazało się, że mamy bilety do kraju :)








































1 komentarz:

  1. Hehe.a my z kolei przyjechalismy na lotnisko o dzien za szybko!:) pozdro grzesiek i paulina

    OdpowiedzUsuń