czwartek, 6 czerwca 2013

Bali, czyli małpy robią małpie figle i o zarobkach na Bali

Środa, 5. czerwca 2013

Kolejny dzień mieliśmy zaplanowany, ponieważ umówiliśmy się z Wayanem, że nas zabierze na wycieczkę tym razem po centralno-zachodnio-północnym Bali. Pobudka o 7:15, szybkie śniadanie i pierwszy punkt programu - Sacred Monkey Forest Sanctuary, czyli świątynia w małpim lesie. Dla turystów jest otwarta od 8, my przyjechaliśmy o 8:30 i w jedej kasie powiedzieli, że jeszcze jest zamknięte. Na szczęście mieliśmy Wayana, który zabrał nas do innej kasy i jakoś dało się kupić bilet. Powiedział, że świątynie, które są nadzoworowane przez rząd tak właśnie pracują i nie przestrzegają godzin otwarcia. W lesie, tym samym, byliśmy praktycznie sami, nie licząc jednej wycieczki Francuzów. Małpki w ogóle nie zwracały uwagi na ludzi, tylko cały czas coś psociły. Na przykład jedna siedzi sobie spokojnie i je banana poczym podbiega do niej ropędzona inna małpka i przewraca ją na ziemię i ucieka, tamta długo się nie zastanawia i ją goni. Albo siedzą sobie koło oczka wodnego i jedna drugą wpycha do wody itd. Filge, filgle, i jeszcze raz figle im tylko w głowie. Staliśmy zauroczeni i oglądaliśmy ich psoty. Potem udaliśmy się zobaczyć świątynię, w której też było pełno małpek. Niestety wejście było zamknięte, a dozorca nie chciał uwierzyć, że mamy dzisiejszy bilet (bo przecież jeszcze kasy nie są otwarte). Zrobiliśmy kilka zdjęć z zewnątrz i ruszyliśmy do samochodu. Kolejnym przystankiem była świątynia Taman Ayun - czyli potocznie Royal Temple w miejscowości Mengwi. W zachodnim Bali już nie trzeba nosić sarun i szczerze mówiąc klimat trochę psują rozwrzeszczane wycieczki dzieciaków biegających z tabletami i komórkami. Obok kasy były figurki przestawiające walki kogutów - dziś są zakazane, bo wiadomo że służą do nielegalnych zakładów (ale zapytać któregokolwiek taksówkarza to pewnie Was tam zabierze). Przed wejściem do kompleksu była tablica z wielkiem napisem "zakaz wchodzenia kobietom w trakcje menstruacji" ...ciekawe jak to sprawdzają. Świątynię otacza rzeczka i piękny las, tak więc udaliśmy się tam, żeby odpocząć od wrzasków i schłodzić się w cieniu drzew. Wayan czekał na nas na parkingu, teraz był czas na oczekiwany punkt programu - wodospady Munduk. Po drodze jechaliśmy przez przepiękne tereny górzyste. Na stromych stokach balijczycy uprawiają pola z warzywami i owocami (w tej części nie uprawia się ryżu). Droga była kręta i stroma, mieliśmy też okazję oglądać piękne góry i jeziora. Na Bali na szczęście kierowcy tak nie szalęją, tylko jadą swoim tempem. Mijaliśmy dzieci wracające ze szkoły, ponieważ było już po 11. Tutaj każdy uczeń ma schludny mundurek. Dzieci zaczynają naukę w wieku 6 lat i początkowo chodzą na lekcje tylko 3 godziny dziennie, póżniej jest junior school i wtedy zajęcia trwają mniej więcej w godzinach 7-13. Część dzieci kończy naukę na tym etapie, ponieważ kolejny poziom nauki zależy od zamożności rodziny. Jeśli ktoś jest dobrym uczniem może dostać pomoc od państwa. Wayan powiedział jednak, że na Bali ludzie po pierwsze są biedni, a po drugie nie ma za bardzo pracy dla dobrze wykształconych. Przeważają miejsca pracy w turystyce - hotele, biura podróży, restauracje. Średnie miesięczne zarobki w tego typu pracy to od 600.000 do 1.000.000 IDR (czyli 200-330 zł). Kobiety zarabiają połowę tej stawki (tutaj ważniejszy jest w dalszym ciągu mężczyzna). Najlepiej zarabia się w hotelach - ok. 1 mln IDR plus napiwki. On jako kierowca, w sezonie może zarobić nawet (i tylko) do 2.000.000 IDR, ponieważ oprócz pensji 800.000 IDR dostaje 10% prowizji od wycieczki, a jeździ ok 10-15 razy w miesiącu (z naszej wycieczki dostał 35.000 IDR - czyli ok. 11 zł). Wayan mieszka z żoną u swoich rodziców, ponieważ kupno mieszkania kosztuje 160.000.000 IDR i go na nie nie stać. Ceny mieszkań poszybowały w górę, ponieważ sporo deweloperów oferuje sprzedaż domków. Taki domek można kupić za ok. 50.000 zł. Ale przez pierwsze 5 lat w akcie notarialnym właścicielem gruntu musi być Balijczyk. Ech, gdyby to tylko było bliżej Polski...Balijczycy dużo pracują. Niekiedy ich dzień zaczyna się o 2 w nocy - ponieważ wtedy otwierane są targi z żywnością. Większość jednak wstaje o świcie, gotują posiłek na cały dzień, modlą się, jedzą wspólnie śniadanie i idą do pracy. Jeśli ktoś ma pola ryżowe musi wstac o 4 rano i cały dzień spędza w polu. Na wsiach ludzie przeważnie chodzą spać wcześnie, bo nie mają prądu. W miasteczkach zasypiają ok. 22-23:00 (to dlatego Ubud milkł po 22).
Po drodze do wodospadu zatrzymaliśmy się podziwiać krajobraz dwóch jezior (Twin Lakes) Tamblingan i Buyan. Potem dojechaliśmy do wodospadu. Musieliśmy zejść stromą ścieżką na sam dół do rzeki. Byliśmy pod wrażeniem jak na tej wąskiej dróżce mijały nas skuterki. Wodospad dał upragnione orzeźwienie. Początkowo chcieliśmy się w nim wykąpać, ale okazał się większy niż się spodziewaliśmy. Teran wokół wodospadu również zapierał dech w piersi. Po zrobieniu kilku zdjęć musieliśmy się wspiąć spowrotem na górę. Przedostatnim  przystankiem była światynia położona nas jeziorem Bedugul - Begudul Temple. Po pewnym czasie wszystkie świątynie zaczynają wyglądać podobnie, a ta była wyjątkowo zatłoczona i pełna turystów. Przy jeziorze dzieciaki jeszcze robiły sporo zamieszania bo łowiły rybki wędkami zrobionymi z bambusowych patyków. Kompleks świątyń w połowie był placem budowy, ponieważ teren jest w trakcie renowacji. Bylismy poza tym troszkę zmęczeni, więc tylko zrobiliśmy kilka zdjęć i wrócilimy do Wayana. Wayan za każdym razem jak robiliśmy przystanek palił papierosy i za każdym razem nie zdążał  wypalić ostatniego w całości. Początkowo mieliśmy zobaczyć jeszcze jedną światynię z małpkami, ale stwierdziliśmy, że musimy odpocząć. Zahaczyliśmy tylko jeszcze o plantację kawy, dokupić nowy smak i kilka przypraw (bo mam zamiar w Polsce robić indonezyjskie potrawy). Kupiłam sobie jeszcze peeling z zielonej herbaty, który jak się póżniej okazało jest wybielający. Czarek się śmieje, ze rano obudzę się i będę biała jak Michael Jackson (miejmy nadzieję, że tak się nie stanie). Wayan pomógł nam jeszcze kupić bilety na Wyspy Gili i odwózł do hotelu. To były dwa bardzo intensywne, ale wspaniałe dni. Jeśli ktoś kiedykolwiek będzie w Ubud to polecam biuro podróży Jalan Jalan Wisata albo Three Broders Wisata, bo z nimi współpracują.
Smutno było nam opuszcząc naszą willę i nasz wspaniały hotel. Postanowiliśmy uczcić to dobrą kolacją w restauracji przy hotelu. Jak się okazało restauracja w hotelu pobiera 21% podatku, a ta przy hotelu (taka sama nazwa i menu, ale inny zarządzający 16% podatku) Apropos podatku, to podatek w restauracjach i hotelach płacą tylko obcokrajowcy. Jak Balijczyk idzie do tej samej restauracji zapłaci cenę netto. Żałowaliśmy, że wcześniej nie weszliśmy do restauracji, nie ze względu na różnicę w podatku (bo w przeliczeniu na złotówki to było mniej niż 10 zł), ale ze względu na wystrój i położenie. Hotel i restauracja nosi nazwę Bebek Tepi Sawah - czyli kaczka na polach ryżowych. W środku były małe pola ryżowe a dookoła daszki ze stolikami - po prostu bajka. Zamówiłam tradycyjną potrawę balijską bebek betutu pieczoną i troszkę podwędzoną kaczkę w liściach bananowca, a Czarek wziął balijskie żeberka wieprzowe. Do potrawy dostaliśmy cztery tradycyjne sosy - słodki, cebulkowo-orzechowy w smaku, łagodny i ostry (ostry to za mało powiedziane, wypalający). Aż na samo wspomnienie cieknie mi ślina.
Po kolacji spakowaliśmy plecaki i poszliśmy spać, bo następny dzień miał przynieść kilka dni odpoczynku.

P.S. Muszę jeszcze sprostować dwie rzeczy z poprzednich postów. Wynika to z tego, że czasem język angielski jest tu niezrozumiały. 
Po pierwsze koguty w klatkach nie ostrzegają przed złymi ludźmi np. złodziejami tylko odstraszają złe duchy. Po drugie ryż nie rośnie 3 tygodnie, tylko 6 miesięcy. Niekiedy zbiory są 3 razy do roku, ale na mocno osłonecznionych polach i taki ryż jest gorszej jakości. Za wprowadzenie w błąd najmocniej przepraszam, ale sama stałam się ofiarą błedu. A jeszcze apropos ryżu, można na ulicach spotkać ludzi z przyklejonym ryżem na czole - oznacza to że byli w świątyni na modlitwie.

Poniżej zdjęcia, w kolejności takiej jak nasza wycieczka (czyli tak jak zawsze):
















































1 komentarz: