sobota, 8 czerwca 2013

Wysypy Gili, czyli na ratunek ośmiornicy

Wczorajsze leżenie na plaży bardziej nas zmęczyło niż w poprzednie dni. Dlatego wieczorem postanowiliśmy znów aktywniej wypoczywać i kupiliśmy wycieczkę snorklingową. Załatwił nam ją chłopak z recepcji, którego kolega kolegi i jeszcze kolega tamtego kolegi organizuje wyprawę na rafy i żółwie. Rano wstaliśmy i poszliśmy się najpierw zorientować kiedy mamy łódkę na Lombok. W porcie tradycyjnie kilka osób od razu było chętnych do pomocy i każdy opowiadał, którą łódkę najlepiej wziąć. Oprócz tego każdy nas pytał o wycieczkę na Rinjani i udowadniał, że za dużo zapłaciliśmy (choć prawda jest taka, że zapłaciliśmy dobrą cenę, bo w żadnym biurze nie byli w stanie nam zaproponować nic poniżej 2,5 mln IDR). Po zorientowaniu się w rozkładzie jazdy poszliśmy zadzwonić do jakiegoś pana Hamana, który ma nas odebrać z portu na Lomboku. Rozmowa była taka, że mamy być o 9  w porcie i on nas znajdzie. Na pytanie jak nas rozpozna, powiedział tylko, ze najważniejszy jest bilet i do zobaczenia jutro. No cóż, miejmy nadzieję, że to pójdzie gładko.
Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy na umówione miejsce, gdzie miała przypłynąć łódka. Na miejscu poznaliśmy parę rodaków - Paulinę i Grześka, z którymi zaczęliśmy się dzielić wrażeniami na temat naszych podróży. Po około 30 minutach przypłynęła łódź (ze szklanym dnem w wersji Gili). Początkowo miało być na niej około 15-20 osób, ale chyba snurkowanie cieszy się większym zainteresowaniem ponieważ był nas ok 25. Pogoda dziś przez połowę dnia była pochmurna, ocean był mocniej zafalowany, ale za to było widać góry na Lomboku. Pierwszym przystankiem było miejsce, gdzie mieszkały wodne żółwie. Mieliśmy okazję podziwiać te morskie stworki z całkiem bliskiej odległości (jeden przepłynął kilka metrów pode mną!). Żółwie pływały spokojnie nic nie robiąc sobie z bandy gapiów. Oprócz żółwi mijały nas ławice ryb i kolorowe rybki tropikalne. Po wejściu na łódkę, każdy był zachwycony tym, że widział żółwia. No może oprócz jednej dziewczyny w zielonym kostiumie, która zaczęła robić przewodnikom awanturę, że nie wiedziała, że ma płynąć za nimi i że nikt na nią nie poczekał, a przecież ona nie pływa w płetwach. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że dziewczyna w zielonym stanie się gwiazdą wycieczki. Następnym przystankiem było obserwowanie rafy przy Gili Mano, jednej z trzech wysp. Nie opiszę tego, co zobaczyłam, ani nie pokażę Wam zdjeć, bo mój aparat nie ma osłony pod wodę, ale pod wodą jest pięknie. Widzieliśmy też kilku nurków, ponieważ te wody są idealne do nauki nurkowania. Dziewczyna w zielonym cały czas pływała bez płetw i za każdym razem jak wychodziła smarowała się balsamem do opalania. Jako że podróżowała sama to kazała sobie smarować plecy innym pasażerom. Zużyła chyba przez ten dzień całe opakowanie. Potem zatrzymaliśmy się przy Gili Trawangan podziwiać piękną kolorową rafę koralową i mnóstwo tropikalnych rybek. Ciągłe snurkowanie i machanie płetwami trochę nas zmęczyło, ale na szczęście kolejnym przystankiem był obiad na Gili Meno (ma piękniejsze plaże niż Gili Air). Siedliśmy sobie z Grześkiem i Pauliną pod daszkiem i zjedliśmy lunch. Niestety w tej restauracji jedzienie było takie sobie (mamy już porównanie jak co powinno smakować). Potem podszedł do nas przewodnik i powiedział, żebyśmy sobie poszli zobaczyć małe żółwie, które są 5 minut drogi od restauracji. Była już 13:55, a o 14 mieliśmy wypływać, wiec szybko poszliśmy we wskazanym kierunku. Niestety nic nie znależliśmy. Wracając spotkaliśmy grupkę z naszej łódki na czele z Zieloną, która się wykłóciła, że łódka ma poczekać bo ona chce zobaczyć żółwie. Ruszyła tak szybkiem krokiem, ze minęła akwaria z maluchami i musiała się wracać. Zrobiliśmy kilka zdjęć i wróciliśy na łódkę. Przed Gili Air czekał nas ostatni - i tym samym najładniejszy - przystanek na rafie. Tutaj było najwięcej rybek i korali, nawet przepłynęła obok nas ławica latających małych ryb. Okazało się, że naszej łódki nie ma, bo musiała sie wrócić po dwie osoby na Gili Meno (nie wiem dlaczego zanim wypłynęli nie policzyli pasażerów). Mieliśmy zatem więcej czasu na podziwianie podwodnego świata. Łódka wróciła i powoli zaczęliśmy do niej wchodzić. Zielona jak zwykle zaraz wyznaczyła kogoś do posmarowania jej bladych pleców. Jeden z przewodników zanurkował z harpunem i po kilku minutach wynurzył się z dużą ośmiornicą. Wrzucił ją nam na szybę i mogliśmy ją obserować jak próbuje się wydostać z łódki. Każdy robił jej zdjęcia. Ośmiornica zapewne wieczorem miała wylądować na grillu w któreś z restauracji. Niestety dla smakoszy, a stety dla niej samej, Zielona wzięła ja na ręce i wyrzuciła za burtę. Wszyscy złapali się za głowy i było słychać wspólne "O!". Przewodnik szybko zatrzymał łódkę i wskoczył do wody, ale niestety już nie złapał ośmiornicy. Zielona z wielce obrażoną miną powiedziała, że ona jest wegetarianką i nie będzie akceptować zabijania zwierząt. Przewodnik się wkurzył i zaczął krzyczeć pokazując na nią palcem (pewnie uciekło mu kilkaset rupi sprzed nosa). Wszyscy zaczęli się śmiać, a Zielona cały czas siedziała obrażona. Przed dobiciem do brzeg widzieliśmy tęczę nad Lombokiem. Wysiadając z łódki przewodnik nas pożegnał ciepło dziękując za wspólną wycieczkę i na koniec powiedział "today no barbeque" (no tak tym razem ośmiornicy się udało). 
Po wycieczce okazało się, że mam spieczone plecy (trzeba było brać przykład z Zielonej), więc teraz, to już całkiem jestem opalona w plamy - przedramiona, plecy, trochę dekoltu, połowa czoła (od maski). Mam nadzieję, że do powrotu do Polski uda mi się wyrównać opaleniznę.
Wieczorkiem spotkaliśmy się z Grześkiem i Pauliną na kolacji i przegadaliśmy cały wieczór i jedząc pyszne świeże rybki i szaszłyki.
Jutro rano wyruszamy na Lombok i przed nami 2 dni wspinaczki na wulkan Rinjani. Obawiam się, że nie będę mieć dostępu do internetu, więc już w Sanur na Bali będę nadrabiać zaległości, no chyba, że uda mi się podłączyć do sieci. Trzymajcie kciuki, żeby pogoda nam dopisała, bo będziemy ponad 3500 m n.p.m. a dziś widać było burzowe chmury i błyskawice. Zapowiada się ciekawie.

A ponieżej krótka relacja ze snurkowania
































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz