poniedziałek, 17 czerwca 2013

Singapur, czyli z kamerą wśród zwierząt

Dziś pozwoliliśmy sobie na długie leniuchowanie. Z hotelu wyszliśmy po 11 i udaliśmy się na śniadanie do Chinatown. Nie wiem jak oni robią te mięsa, ale są pyszne i te sosy i marynaty. Do tego miska ryżu i energia na pół dnia. W planie mieliśmy dzień w zoo, a potem zwiedzanie hinduskiej dzielnicy Little India. Wsiedliśmy do metra, żeby pojechać na stację kolejki i potem przesiąść się do niej i dojechać na miejsce. Na mapie wyglądało, że kolejka zatrzymuje się niedaleko zoo, tak jednak w rzeczywistości nie było. Wszyscy w metrze siedzą i wpatrują się w swoje smartfony, młodzi grają w gry, starsi przeglądają strony. Metro, choć nowoczesne i prowadzone przez komputer jest bardzo powolne i nie przypomina prawdziwego metra. Właściwie to jedzie wolniej niż tramwaj! Dlatego cała podróż zajęła nam z 1,5 godziny. A jeśli doliczyć to, że kolejka wcale nie zatrzymywała się tam gdzie chcieliśmy i musieliśmy się trochę wrócić i złapać autobus, to cała wyprawa zabrałą nam 2,5 h jazdy. Trochę się wkurzaliśmy na siebie, że tak późno wyszliśmy z hotelu i że nie zdążymy wszystkiego zobaczyć na spokojnie. Singapurskie zoo jest największym w Azji i jednym z największych na świecie. Mieszka tu około 2.000 zwierząt z 200 różnych gatunków. Ostanio w zoo byłam chyba jak miałam 6 lat i od tego czasu nie przepadam za oglądaniem zwierząt w niewoli, ale dziś odkryłam zupełnie inną twarz tej instytucji. Tutaj zwierzęta są praktycznie na wyciągnięcie ręki. Nie czuje się tego, że są one w niewoli, nie ma klatek tylko duże wybiegi. Samo zoo jest usytułowane na cyplu otoczonym jeziorem. Całość jest pokryta gęstym tropikalnym lasem. Zoo jest podzielone tematycznie na zwierzęta z różnych stron świata: Afryka, Australia, Antarktyda, gady, węże, małpy, motyle itd. Można przepłynąć się dookoła cypla małym promem, albo przejechać po alejkach wagonikami. Zakupiliśmy dwa bilety do zoo i na River Safari i po kilku minutach spędzonych w środku, wiedzieliśmy, ze 4 godziny to za mało. Tutaj można spędzić cały dzień a nawet noc, ponieważ zoo organizuje coś takiego jak safari nocą. Oprócz tego niektóre zwierzaki chodzą sobie po alejkach i można je głaskać, niektóre karmić. W ciągu dnia są także organizowane pokazy np. fok albo słoni - genialne! Przy każdym zwierzaku są jakieś ciekawostki (czyli coś co uwielbiam), ale niestety nie miałam czasu wszystkich przeczytać. Zoo jest największa atrakcją dla dzieci, ale wierzcie mi, że w każdym z nas w tym miejscu obudzi się dziecko. Po zoo przeszliśmy do Rzecznego Safari. Tu pokazane są zwierzęta i ryby mieszkające w największych rzekach świata. Dodatkową atrakcją są pandy, które wcinają caly czas liście bambusa (dziennie 20 kg). Na koniec wchodzi się do akwarium z zatopionym lasem amazonki. Polecam każdemu i radzę nie zrobić tego błędu co my i wybrać się wcześnie, żeby mieć na zwiedzanie cały dzień. 
Po czterech godzinach chodzenia ledwo żyliśmy, a jeszcze byliśmy o jedej misce ryżu od rana. Wsiedliśmy do autobusu i potem do metra i pojechaliśmy do hinduskiej dzielnicy Little India. Podobnie jak dzielnica chińska, ta też była pełna sklepików i kramów, tylko że tu przodowały sklepy ze złotą (albo udawaną) biżuterią, zegarkami i różnymi badziewnymi błyskotkami. Szczerze mówiąc nie było na czym oka zawiesić, bo dookoła straszna tandeta. Poszliśmy spróbować indyjskiej kuchni, tym razem wybraliśmy trochę lepszą restauracje, bo budki przy ulicy nie wyglądały bardzo zachęcająco. Wzięliśmy kurczaka tikka masala i kurczaka chilli. Wbrew pozorom, ten pierwszy był ostrzejszy. To był mój piąty raz jak jem potrawy kuchni indyjskiej i za każdym razem upewniam się w przekonaniu, że ta kuchnia mi w ogóle nie smakuje. Zjadłam odrobinę kurczaka i trochę ryżu i wypiłam całe mango lassi. Czarkowi smakowało, więc zjadł też moją porcję. Poszwędaliśmy się trochę po ulicach, ale niestety Little India nas nie urzekło, więc wróciliśmy do hotelu. Jutro mamy w planach zwiedzić wyspę Sentosa i wejść do Podwodnego Świata. Dlatego mądrzy po dniu dzisiejszym idziemy spać, żeby jutro od rana mieć dużo czasu na podziwnianie morskich stworzeń.

Ostatnio, coś nie mam weny do pisania, ale może zdjęcia opowiedzą więcej...









































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz