niedziela, 23 listopada 2014

Trinidad. Wąsy i lekcja Salsy.


Dziś w planach mieliśmy zwiedzanie Trinidadu. Jest to wdzięczne miejsce do robienia zdjęć ze względu na kolory budynków i brukowane ulice. Swoją drogą, bardzo niewygodnie się  po nich chodzi w japonkach, bo nie jest to równa kostka, tylko bruk z okrągłych kamieni.
Rano Czarek zgolił brodę (sprawdziliśmy jakby wyglądał z wąsami). Ciotka powiedziała, że wygląda młodziej i żebym uważała, bo mi go porwie jakaś Kubanka. Poszliśmy do centrum w nadziei, że będę mogła połączyć się z internetem i wrzucić te moje eseje. Niestety, jedyne dostępne wi-fi w Trinidadzie wymagało hasła, a obsługa hotelu powiedziała, że jest ono dostępne tylko dla gości. Internet na Kubie jest praktycznie niedostępny. Tylko niektóre osoby np. właściciele cas mają dostęp do poczty. U nas wieczorem słychać jak się łączą z internetem (pamiętacie czasy, kiedy robiło się to przez telefon stacjonarny?). Korzystać z internetu można w kafejce, ale jest to drogie i podobno jakość transferu jest strasznie marna, więc nie będziemy próbować. 
Po spacerze siedliśmy na kilku drinkach i słuchaliśmy grajków. Ta piosenka o Che coraz bardziej nam się podoba. Musze zdobyć jej słowa. A propos Che to delikatnie podpytałam, co o nim myślą Kubańczycy, bo gdzie się nie pojedzie, to są plakaty z jego twarzą, albo koszulki, magnesy itd. Ciekawiło mnie  dlaczego wszędzie widoczny jest Che (który swoją drogą był Argentyńczykiem), a nie na przykład Fidel. Oto odpowiedź jaką usłyszałam: because Fidel is not dead. No jasne, jak umrze to pewnie będzie z nim więcej plakatów. Ale po drążeniu tematu, to przynajmniej Ci z którymi rozmawiałam, uważają Che za bohatera i w ich oczach był osobą lepszą niż Fiedel, był bohaterem. Usłyszałam, jeszcze jedną rzecz, która mnie zaskoczyła – wiedzą, że nie mają dostępu do wszystkich informacji i zdają sobie z tego sprawę, że to co im pokazują w telewizji i o czym się mówi, to jest wersja , której powinni się trzymać. Dlatego Che jest dla nich wielki, aczkolwiek rozumieją, że niektóre fakty z jego życia nie są im do końca znane. Nikt natomiast nie będzie Wam wmawiał, że nie macie racji i że wierzymy w Europie w kłamstwo. Cóż, jeśli przeczyta się  trochę o historii Kuby i to wszystko stara się zrozumieć, to nic nie jest czarne albo białe. Pytanie tylko w którą wersję bardziej się wierzy.T o tyle refleksji na ten temat, zachęcam do poczytania i obejrzenia kilku filmów zanim się tu przyjedzie.
Po drinkach zmusiłam Czarka na lekcję salsy. Alex nam umówił nauczycielkę i poszliśmy do niego do domu wziąć prywatną lekcję. Cóż, nie mamy tej muzyki we krwi tak jak oni i założę się , że wyglądaliśmy zabawnie. Nauczyliśmy się kroków podstawowych  i obrotów. Było tak gorąco, że byliśmy cali mokrzy. Czarek na początku się bronił, ale potem mu się spodobało. Polecam, bo salsa odpręża i jest fajną zabawą ( 1 h -10 CUC).
Wróciliśmy  do casy się  odświeżyć  po lekcji. Z Ciotką poszłam kupić sukienkę dla chrześnicy Czarka. W Trinidadzie można kupić bardzo fajne pamiątki, bo nie ma tu żadnej chińszczyzny tylko rękodzieło. Szłyśmy sobie z ciotką przez miasto pod rękę i plotkowałyśmy. Opowiadała mi jacy są faceci na Kubie, że zdradzają na prawo i lewo. Jeszcze tydzień takich rozmów i mój hiszpański przeskoczyłby kolejny poziom ☺ Przed zachodem słońca znowu udaliśmy się do centrum, zrobić więcej zdjęć. Nie mogliśmy się oprzeć, żeby nie siąść jeszcze na drinka i posłuchać muzyki na żywo. To wciąga.

Nasza ostatnia kolacja była mniejsza (bo tamte były za duże i nigdy nie udało nam się wszystkiego zjeść), ale równie pyszna. Mieliśmy krewetki i frytki ze słodkich ziemniaków oraz sałatkę. Zjedliśmy wszyściusieńko i nareszcie ciotka była zadowolona, że nic nie zostało na talerzach. Tradycyjnie siadła z nami i opowiadała nam różne historie. Na pożegnanie podarowała nam kieliszki „ Cuba, mi amor”, kilo cukru trzcinowego, kubańską kawę i frijoles  czyli czarną fasolę. Spisałam sobie przepis na congri oraz zupę fasolową. Bardzo jej było przykro, że wyjeżdżamy. My z jednej strony cieszyliśmy się na myśl o relaksie na plażach i hotelowym pokoju, z drugiej poznaliśmy w Trinidadzie tak wspaniałych ludzi i mieliśmy tyle atrakcji, że też pakowaliśmy plecaki z ciężkim sercem. 









































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz