Wczoraj było brzydko przez cały dzień, więc darowałam sobie opisywanie tego dnia, bo totalnie nic się nie działo. Beznadzieja.
Obudziliśmy się z nadzieją, że będzie ładniejsza pogoda. Niestety niewiele się zmieniło. Dla urozmaicenia postanowiliśmy po śniadaniu pojechać zobaczyć ulubioną plażę Ernesta Hemingwaya – Playa Pilar. Wsiedliśmy w autobus hop on/hop off, który kosztował 5 CUC za osobę. Jako że praktycznie zaczynał od naszego hotelu swój tour, to jechaliśmy na plażę ponad godzinę zbierając ludzi z każdego hotelu. Pocieszające było to, że wszystkie te hotele wyglądały tak samo, albo nawet gorzej niż nasz.
Obudziliśmy się z nadzieją, że będzie ładniejsza pogoda. Niestety niewiele się zmieniło. Dla urozmaicenia postanowiliśmy po śniadaniu pojechać zobaczyć ulubioną plażę Ernesta Hemingwaya – Playa Pilar. Wsiedliśmy w autobus hop on/hop off, który kosztował 5 CUC za osobę. Jako że praktycznie zaczynał od naszego hotelu swój tour, to jechaliśmy na plażę ponad godzinę zbierając ludzi z każdego hotelu. Pocieszające było to, że wszystkie te hotele wyglądały tak samo, albo nawet gorzej niż nasz.
Bardzo mądrze usieliśmy na górnym piętrze autobusu. Oberwałam liściem palmy i przewiało nas konkretnie. Czarkowi od wiatru zrobiła się bajerancka fryzurka, a mi od tego wiania zdrętwiała twarz ☺ Ale wizja opalania się na cudownej Plaży Pilar była warta każdego poświęcenia.
Po ponad godzinie dojechaliśmy na miejsce. Jeszcze 300 m drewnianym pomościkiem i byliśmy na...małej, brzydkiej, brudnej Plaży Pilar! W przewodniku w rankingu najładniejszych plaż Kuby Pliar jest na 4 miejscu. Nie chce wiedzieć jak wygląda najbrzydsza plaża w takim razie, skoro ta miała być taka piękna.
Kolejny autobus odjeżdżał za 3 godziny, więc byliśmy skazani na siedzenie w okropnym wietrze przez ten czas. Myśleliśmy, ze skoro na Cayo Coco i Cayo Guillermo wszystkie hotele są all inclusive, to na Plaży Pilar też będzie to obowiązywać. Niestety leżaki kosztowały 2 CUC od osoby, nie było ręczników, a drinki kosztowały 2,5 CUC w małym kubeczku. Byliśmy wściekli. I cóż pozostało nam zostać w ubraniach i twardo czytać książki przez kolejne 3 godziny.
Nie byliśmy jedyni,którzy chcieli wracać do hotelu, bo na „przystanek” przyszli chyba wszyscy turyści. Powrotna droga zajęła nam znowu ponad godzinę. Po drodze widzieliśmy flaminga i pelikany. Krajobraz był jednostajny. Wierzcie mi, Cayo Coco i Cayo Guillermo nie mają nic wspólnego z Kubą. Może i warto, z ciekawości, je zobaczyć, ale zostawać tu więcej niż 3 noce nie ma sensu. Dobrze, że my wdzieliśmy aż 6 ! Madre mia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz