wtorek, 25 listopada 2014

Cayo Coco. Tylko błękit.

Napiszę tylko krótko, że jest coraz lepiej. W restauracji wyszukujemy jakieś smaczniejsze potrawy (smaczniejsze wcale nie znaczy, że powalają na kolana) i staramy się relaksować. Plaża dzisiaj wyglądała bardzo ładnie, bo przyszedł przypływ i wszystkie glony wyrzuciło na brzeg, więc woda była błękitna i czyściutka. Nie wiem, czemu nikt nie wpadnie na pomysł, żeby te glony posprzątać, wtedy już nie miałabym zupełnie na co narzekać. 
Zrobiliśmy sobie dziś spacer wzdłuż brzegu i stwierdziliśmy, że w porównaniu z innymi hotelami, nasza plaża jest największa i najładniejsza – uff!. Teraz czeka nas jeszcze kilka dni opalania i relaksu. Chcemy jeszcze podjechać na Cayo Guillermo, bo jest tu autobus za 5 CUC, żeby sprawdzić jak tam wyglądają plaże (chcieliśmy mieć tam hotel, ale nie było już wolnych miejsc). Wieczorem jest karaibskie show z tańcami – bardzo fajne są te występy i na nie chodzimy. No i co tu opowiadać, żyjemy sobie jak typowi all inclusowicze nie robiąc nic☺






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz